W sporcie jesteś tak dobry, jak dobry był Twój ostatni mecz

 

 

Edyta Pawlak-Sikora: Jak smakuje srebro olimpijskie?

Dariusz Gęsior: Nasze było... słodko-gorzkie (uśmiech). Słodkie, ponieważ przygotowując się do Olimpiady i wyjeżdżając na nią marzyliśmy o zdobyciu jakiegokolwiek medalu. Natomiast gorzkie z uwagi na fakt, że grając w meczu finałowym z Hiszpanią, nasze oczekiwania skupione były już tylko i wyłącznie na będącym niemal do ostatniej minuty w naszym zasięgu – złocie (decydującą bramkę straciliśmy w 93').

 

Edyta Pawlak-Sikora: Długo można się było grzać w jego blasku?

Dariusz Gęsior: Nie – w sporcie jesteś tak dobry, jak dobry był Twój ostatni mecz. Kiedy wróciliśmy z Olimpiady, w Polsce trwała już druga kolejka ligowa. Po powrocie były oczywiście miłe spotkania, gratulacje, ale bardzo szybko trzeba było się zregenerować i wrócić do pracy z drużyną.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Czy srebrny medal olimpijski gwarantuje spokojny sen bez obaw o to, co jutro, co za rok, co za 10 lat? Na ile sukces olimpijski przełożył się na wzrost Twoich akcji, jako zawodnika?

Dariusz Gęsior: Precedensem tamtych czasów, były inne przepisy regulujące zmianę barw przez zawodnika. Karierą danej osoby sterował wówczas klub – nie on sam, nie jego menedżer, tak jak wygląda to w dniu dzisiejszym. Po Olimpiadzie było kilka ofert związanych z moją osobą ze strony innych klubów, w tym klubów zagranicznych, ale mój rodzimy klub, czyli Ruch Chorzów, oświadczył, że nie jest na ten czas zainteresowany pozbyciem się mnie z jego podstawowego składu.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Jak oceniasz dziś - z perspektywy czasu: czym był dla Ciebie udział w Olimpiadzie?

Dariusz Gęsior: Niepowtarzalnym i nad wyraz cennym doświadczeniem zawodowym. Sama Olimpiada była tak naprawdę zwieńczeniem czteroletniej pracy w zespole powołanym stricte do tego celu. Na uwagę zasługuje fakt, że my jako zespół młodych chłopaków, szykując się do igrzysk, mieliśmy zapewnione warunki organizacyjne na najwyższym poziomie. Powołano wówczas fundację celową, mającą za zadanie wspierać nas finansowo i organizacyjnie. Takie rozwiązanie fantastycznie się sprawdziło. Dzięki tym decyzjom i wsparciu p. Zbigniewa Niemczyckiego, w ramach swojej pracy, mieliśmy szansę rozgrywać sparingi z najlepszymi światowymi drużynami, czy też odbywać zgrupowania zagraniczne w renomowanych ośrodkach. Dziś nie jest to niczym tak zdumiewającym, ale pamiętajmy, że czasy o których mówię przypadły na wielki przełom w naszej ojczyźnie, kiedy nie było pieniędzy na nic, o finansowaniu sportów drużynowych nie wspominając. Największe dysproporcje były wówczas widoczne, kiedy nierzadko na tych samych turniejach spotykaliśmy się z naszą kadrą narodową – organizacyjna przepaść!

Z drugiej strony – Olimpiada i całość przygotowań do niej, była dla mnie okazją do poznania wielu fantastycznych ludzi. Dobór grupy był niezwykle precyzyjnym zabiegiem – chłopaki zostali szczegółowo zweryfikowani zarówno pod względem ich umiejętności, sprawności itd., ale też pod względem charakterologicznym. To jest chyba ewenementem, ale my przez cały ten czas ani razu się nie pokłóciliśmy... Natomiast wspólne doświadczenia zaowocowały cennymi przyjaźniami.