"Czas spędzony wspólnie z dziećmi procentuje

w przyszłości."

 

 

Edyta Pawlak-Sikora: Na chwilę obecną jest Pan asystentem trenera drużyny Ruchu Chorzów. Pana historia zawodowa jest jednak znacznie bogatsza. Czy mógłby Pan po krótce o niej opowiedzieć?

Marek Wleciałowski: Grałem zawodowo w ekstraklasie, z mniejszymi i większymi przerwami. Po tym okresie rozpocząłem pracę w Górniku Zabrze jako drugi trener, następnie byłem pierwszym trenerem. Pracowałem też już jako pierwszy trener w Ruchu Chorzów, również w Bełchatowie jako trener współpracujący w GKS-ie Bełchatów, ponadto w Piaście Gliwice, w CracoviI, Śląsku Wrocław. Był to czas rozwoju zawodowego, którego ukoronowaniem była dla mnie współpraca jako drugi trener reprezentacji Polski, przy selekcjonerze Waldemarze Fornaliku. Później dostałem propozycję z Energtyka ROW Rybnik, uznałem, że chcę podjąć to wyzwanie.

Edyta Pawlak-Sikora: Przyznaję, że jest to bardzo bogaty życiorys, biorąc pod uwagę Pana wiek. A od kiedy planował Pan związać swoje życie zawodowe ze sportem?

Marek Wleciałowski: Piłka nożna ma to do siebie, że nie wszystko można zaplanować, szczególnie w sporcie zawodowym nie jest proste poukładanie kolenych celów, etapów swojego rozwoju. Mam też świadomość, że praca trenera jest czymś innym niż bycie nawet najlepszym zawodnikiem. Każdy kolejny trener, z którym miałem przyjemność współpracować, za każdym razem mi to potwierdzał, że praca trenera jest niesłychanie złożona, potrzebne jest wszechstronne doświadczenie i umiejętności prowadzenia zawodników, zajęć, pomysłu na trening. Praca codzienna, współtworzenie jakiegoś przedsięwzięcia jest najlepszym doświadczeniem, jest to fundamentem w pracy każdego trenera. Dzięki temu, że byłem w różnych klubach miałem okazję nabyć wiele nowych doświadczeń oraz spojrzeć na piłkę z perspektywy reprezentacji Polski.

Edyta Pawlak-Sikora: Proszę mi powiedzieć: czy piłka nożna towarzyszyła małemu Markowi już od najmłodszych lat czy może doświadczał Pan przygody z innymi dyscyplinami?

Marek Wleciałowski: Przede wszystkim piłka nożna, która dla mojego pokolenia była alfą i omegą. To wokół niej toczyło się nasze życie. Drużyny, na których się wychowywaliśmy - Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów, Legii Warszawa czy drużyny reprezentacyjne Antoniego Piechniczka, mundiale - wszystko są były niezwykle działające na wyobraźnię młodych ludzi wydarzenia, które nie pozostały bez wpływu. Pasja i chęć uczestniczenia w tym wszystkim była i jest nadal bardzo duża.

Edyta Pawlak-Sikora: A rodzice zachęcali do piłki czy bardziej do nauki?

Marek Wleciałowski: Przede wszystkim nauka i szkoła.

Edyta Pawlak-Sikora: Czy pochodzi Pan z rodziny o sportowych korzeniach? Czy ktoś przecierał przed Panem szlaki?

Marek Wleciałowski: Nie. Rodzice pracując zawodowo w innych branżach, sport traktowali jako kibice i telewidzowie uczestniczący w tych wielkich wydarzeniach ogólnonarodowych jak mistrzostwa świata czy mecze pucharowe. W moim przypadku bardziej wzięło się to z zapału, który się rozwijał i pozwalał pokonywać kolejne etapy.

Edyta Pawlak-Sikora: Kiedy podjął Pan decyzję o zawodowym związaniu się ze sportem? Jaka była reakcja rodziców?

Marek Wleciałowski: W wieku młodzieńczym byłem już na tyle zdeterminowany, że rodzice widząc mój zapał wiedzieli, że nie mogą owej drogi odwrócić, czy nakierowywać mnie na inną przestrzeń.

Edyta Pawlak-Sikora: A jak wygląda to teraz z perspektywy Pana jako ojca - zachęca Pan swoje dzieci do aktywności fizycznej? Z tego, co wiem, to najstarszy syn ma już swoje osiągnięcia.

Marek Wleciałowski: Jeśli chodzi o moje ogólne patrzenie na aktywnośc fizyczną dzieci i młodzieży, to wiem, że mają oni w sobie ogromne złoża energii i jeśli tylko stworzymy im odpowiednie warunki, a przy tym - jeżeli będziemy współuczestniczyć z nimi w wysiłku fizycznym, to jest to jeden z najlepszych sposobów nawiązywania bliskich relacji z dziećmi. Z jednej strony w ten sposób zaspokaja się pragnienie podjęcia aktywności, a z drugiej możemy zaobserwować jaka aktywność danemu dziecku bardziej odbpowiada, w jakiej jest w stanie się realizować. Jest przy tym jedna zasada, której się trzymam – jeśli dziecko się zmęczy – lepiej się czuje, jest bardziej otwarte. Żyjemy w czasach kyzysu pewnych relacji, gdzie rozmowa w rodzinie kończy się na zdaniu "Jak było w szkole?", "Co słychać?". Z jednej strony to oczywiste, że te skrótowe relacje występują, a z drugiej strony relacje głębsze między rodzicami a dziećmi są niezwykle ważne. Sport umożliwia otwarcie się i wejście w głąb relacji.

Edyta Pawlak-Sikora: Jak Pan znajduje na to wszystko czas, biorąc pod uwagę to gdzie Pan pracował/pracuje i jak często bywa w domu?

Marek Wleciałowski: Pewną trudnością w zawodzie trenera jest to, że pracuje się w różnych miejscach, ale z drugiej strony zawsze mogłem dzieci przyjać u siebie. Kiedy przyjeżdżały na około 2-3 dni, spędzaliśmy je razem. To powodowało, że każdy czas spędzony wspólnie związany był ze szczególną jego jakością, bo można np. siedzieć tydzień razem, od rana do wieczora, być obok siebie, ale nie nawiązywać bliższych relacji. Dążę do tego, aby jak najlepiej wykorzystać nasz wspólny czas, kiedy tylko jest to możliwe. Czas spędzony wspólnie z dziećmi procentuje w przyszłości.

Edyta Pawlak-Sikora: Jakimi talentami sportowymi swoich dzieci mógłby się Pan pochwalić?

Marek Wleciałowski: Najstarszy i średni syn grają w piłkę nożną. Najstarszy studiuje i próbuje łączyć studia ze sportem. Piłka nożna jest trudnym sportem i nie zawsze można zaprogramować rozwój młodego zawodnika, tak aby mieć pewność że on na pewno będzie piłkarzem. W mojej opinii lepiej, żeby się wszechstronnie rozwijał. Jeśli chodzi o młodsze dzieci, to cieszą się one każdym wysiłkiem fizycznym. Sprawność jako taka jest najważniejsza, ponieważ ze sprawnością idzie w parze również i zdrowie. W życiu dorosłym to procentuje.

Edyta Pawlak-Sikora: A jak Pana żona odnajduje sie w Pana sportowym świecie i przy tak licznej rodzinie?

Marek Wleciałowski: Żona jest byłą sportsmenką i to też jest jakby odpowiedź na to pytanie, ponieważ ćwiczyłą lekkoatletykę w biegach średnich na poziomie juniorskim i wczesno seniorskim, co odbieram jako wielki kapitał, ponieważ oboje rozumieny jak wielką rolę odgrywa sport, że jest rozwijający i pozwala nam zachować zdrowie.

Edyta Pawlak-Sikora: Na tym etapie rzadko bywa Pan w domu, udaje się Panu wspomóc żonę w domowych obowiązkach. Czy udaje się jej znaleźć czas na własną aktywnośc fizyczną?

Marek Wleciałowski: Żona razy, czy dwa razy w tygodniu robi sobie zajęcia treningowe - wychodzi pobiegać do lasu, czy pospacerować. Jeżeli natomiast chodzi o dzieci, to nie staramy się ich chować pod kloszem. Staramy się raczej uczyć ich samodzielności. Sport również uczy samodzielności.

Edyta Pawlak-Sikora: Jako trener jest Pan zapraszany do szkół i przedszkoli na tzw. „pogadanki” dotyczące sportu czy piłki nożnej. Jak na chwilę obecną odbiera Pan stan sportu dzieci i młodzieży w Polsce?

Marek Wleciałowski: Daleki jestem od oceny. Mogę przyglądać się, mieć refleksję z zakresu, w którym funkcjonuję, stąd moje generalne spojrzenie. Lepiej jest zainwestować w bezpieczny sport, rekreację, niż inwestować w lekarstwa, badź inne rzeczy, które są skutkiem tego, że zaniedbano ogólny rozwój naszego społeczeństwa. Inwestowanie w ogólną sprawność fizyczną, jest również inwestowaniem w intelekt. Dzieci potrzebują aktywności, wysiłku fizycznego, zmęczenia. Warunki są, ponieważ szkoły mają boiska, plener jest również atrakcyjny. W mojej opinii wielką rolę odgrywa świadomość ludzi, żeby z tego korzystać .

Edyta Pawlak-Sikora: W zasadzie już Pan o tym wspominał, ale podsumowując, załóżmy, że mamy przed sobą rodzica, który chce zachęcić swoje dziecko do aktywności fizycznej, czy jako przedstawiciel świata piłki nożnej namawiałby Pan na tę właśnie dyscyplinę? Co by Pan poradził takiemu rodzicowi?

Marek Wleciałowski: Poradziłbym, żeby z tym dzieckiem wybrał się na spacer, wziął piłkę, żeby porzucali wspólnie do kosza. Nie trzeba być jako rodzic wyjątkowo uzdolnionym czy sprawnym fizycznie, ale czas spędzony wspólnie może dać odpowiedź na wiele pytań, np. co dane dziecko chce robić, co będzie sprawiało mu przyjemność.